Mapy google pokazują jezioro, na skraju którego leży wioska Geamana. Na wielu innych mapach próżno szukać tego zbiornika wodnego, a sama wioska leży jakby w innym miejscu. Dlaczego?

Jeszcze niedawno była to jedna z tajemnic Rumunii.

Wszystko zaczęło się w 1977 roku, gdy Nicolae Ceausescu podjął decyzję o stworzeniu sztucznego zbiornika na toksyczne odpady z pobliskiej kopalni. Ludność wsi Geamana została wysiedlona, utworzono tamę i nastąpiło powolne zalewanie wsi. Zatopiono także groby zmarłych, mimo wcześniejszych zapewnień, iż zostaną one przeniesione.

Część mieszkańców sprzeciwiłą się decyzjom władzy, która nakazała opuszczenie domostw. Pozostali Ci, których gospodarstwa leżały wyżej poziomu wody, lub Ci, który przenieśli swoje dobytki. I tak nad trującą wodą mieszkają ludzie, pasą się krowy i owce, biegają kury. Jaki to ma wpływ na ich zdrowie?  W wodzie, aż roi się od różnych związków chemicznych, które mie mogą być dla nich obojętne.

W swojej podróży do Transylwanii postanowiliśmy odnaleźć zatrute jezioro i zobaczyć jego „katastroficzny” urok.

Tuż przed samym jeziorem stoi znak zakazu ruchu. Mała konsternacja. Co robić? Jechać? Zawracać? My stoimy i zastanawiamy się, a obok nas przejeżdżają samochody. Więc chyba zakaz nie jest zbytnio respektowany. Wsiadamy do samochodów i ruszamy. Droga nieutwardzona, po niedawnych opadach lekko błotnista, ale przejezdna. Jezioro zazdrośnie strzeże swoich sekretów. Przez drzewa ciężko coś zobaczyć, choć droga wiedzie wzdłuż brzegu.

Wreszcie widać wieżyczkę kościoła. Próbujemy zjechać nad brzeg, ale droga jest grząska. Samochód nie daje rady, a my nie mamy ochoty brnąć po kolana w błocie. Wsiadamy z powrotem i jedziemy dalej. Dopiero z drugiego brzegu widać całe zatrute jezioro i czubek wieży kościelnej. Woda w jeziorze okazuje się błotnistą breją.

 

W wielu miejscach na brzegu jeziora wystają rury, przez które do jeziora wlewa się błotnisty szlam. To produkt powstały w procesie flotacji pionowej, często stosowanej w kopalni miedzi. Bo okoliczne wzgórza kryją w sobie bogactwa. Przede wszystkim miedź, ale też złoto i srebro. Do wydobycia złota używano cyjanku, który następnie dostawał się do jeziora. Breja leje się nieustannie, co powoduje, że poziom jeziora podnosi się o 1metr rocznie. Widać to dobrze, gdy przyjrzymy się zdjęciom kościoła dostępnym w internecie. Im starsze zdjęcie, tym większa część budowli wystaje z zatrutego jeziora.

Od południa wpływa do jeziora dziwny strumień. Jest on koloru żółto-czerwonego. To wody deszczowe i powierzchniowe przepływające przez kopalnię niosą minerały w tym kolorze. To miejsce jest dla samochodów osobowych najtrudniejsze do przejechania. Jest co prawda prowizoryczny mostek, ale szanse, że samochód na nim zawiśnie są duże.

I choć wioski Geamana być nie powinno, to ciągle jest. Ale walka z jeziorem trwa nieustannie. O to, żeby zwierzęta nie piły z jeziora. O to, żeby zdążyć przeprowadzić się wyżej. Bo dla obecnych mieszkańców Geamamy tam jest ich dom, tam są groby ich przodków, choć świeczki na nich zapalić nie mogą.

Domy są stare, jak w większości wsi rumuńskich. Ich właścicieli nie stać na remont. Ale i tu wkroczyła cywilizacja. Antena satelitarna wcale nie jest rzadkością. Po drodze mijamy staruszkę prowadzącą krowę. Uśmiecha się i macha nam ręką w odpowiedzi na nasze pozdrowienie. Również młody chłopak zajęty wyrzucaniem gnoju z obory podnosi rękę w geście powitania. Tak, Rumuni to mili, przyjaźni ludzie.

Zakochaliśmy się w tamtejszych stodołach. Drewniane, o bardzo spadzistych dachach pokrytych słomą, często porośniętych mchem, trawą i polnymi kwiatami. Wtopione w zieleń pól, drzew i gór. Nieziemskie, bajkowe.

Na koniec dojeżdżamy do wielkiej tamy, która broni dostępu do doliny. Tama niby solidna, ale w porównaniu do wielkości jeziora wydaje się mała. Włosy stają dęba, gdy pomyśli się, co będzie, jeśli tama pęknie. A w dole są wsie, w których codziennie wieczorem kładą się spać ludzie. Czy zasypiając myślą o tysiącach ton trucizny, która może ich zalać? Czy pijąc wodę ze studni zastanawiają się co ona zawiera? Bo przecież jezioro nie jest odizolowane od podłoża i przez warstwy skalne woda wraz z zanieczyszczeniami przesącza się niżej i niżej. W 2004 r. setki metrów sześciennych ścieków wyciekło z osadnika. Zanieczyszczenia dotarły aż do Turdy położonej 80 km dalej. W 2008 r. widziano tysiące martwych ryb w rzece Aries.

Oszołomieni nierealnymi widokami, trochę bajkowymi, trochę kosmicznymi oraz przytłoczeni świadomością tragedii, która dotknęła mieszkańców Geamany staramy nie myśleć co może się stać. Zapada wieczór. Czas znaleźć miejsce na nocleg. Ponieważ zaczyna padać, porzucamy myśl o spaniu w namiotach i znajdujemy miły pensjonat. Przed pensjonatem stoją solidne stoły z daszkami, które chronią nas przed deszczem. Wieczór kończymy rumuńską ciorbą (czyli zupą) i innymi przysmakami popijając lokalne wino.

Dojazd do zatrutego jeziora:

Jadąc z Polski przez Oradeę kierujemy się na południe drogą E79, następnie skręcamy w drogę nr 74 biegnącą w kierunku Turdy. W miejscowości Lupsa przejeżdżamy rzekę i udajemy się na południe drogą, która doprowadzi nad jezioro i tego, co zostało po wsi Geamana.

Alternatywnie można pojechać drogą 74 do kolejnej wioski Lunca i tam przekroczyć rzekę. Droga na południe zawiedzie do tamy na jeziorze. Jeśli macie samochód osobowy a jest po deszczach, ta droga wydaje się słuszniejsza, gdyż należy założyć, iż nie uda Wam się objechać całego jeziora.

 

WINOWAJCA – KOPALNIA ROSIA POIENI.

Następnego dnia udajemy się na poszukiwanie winowajcy, tego co wczoraj zobaczyliśmy. Musimy się trochę cofnąć do skrzyżowania z drogą 74A, po kilku kilometrach skręcamy w drogę 742 w kierunku Rosia Montana.

Rosia Montana to górnicza osada. Wydobycie złota odbywało się w tych okolicach  już od XV w. p.n.e. Możemy tu  zobaczyć  zabytkowe domy, zamieszkiwane przez górników oraz pozostałości jeszcze z czasów rzymskich. Działa także muzeum kopalni. W okolicy jest kilka malowniczych jeziorek, powstałych w dawnych wyrobiskach. Nad jednym z nich warto zaplanować krótki postój.

Mijamy miasteczko i kierując się intuicją, wjeżdżamy drogą asfaltową na pobliski szczyt. Naszym oczom ukazuje się olbrzymia, powiedziałabym monstrualna dziura. KOPALNIA ROSIA POIENI. To największa kopalnia odkrywkowa miedzi w okolicy, ale nie jedyna. Okoliczne góry kryją w sobie wiele skarbów, w tym najważniejsze złoto i srebro.

 

Kanadyjska firma Gabriel Resources uzyskała zgodę na eksploatację złota i srebra metodą wypłukiwania cyjankiem. W celu zastosowania tej metody miały powstać kolejne zbiorniki osadowe w rejonie Rosia Montana. Firma zaczęła wykupować domy w okolicy. Działania te spowodowały protesty ekologów. W 2013 r. na ulice m.in. Bukaresztu wyszły tysiące protestujących. Prace nad projektem zostały wstrzymane.

Bardzo bogate złoża miedzi i złota na pewno będą nęciły niejedną firmę wydobywczą. Przyszłość pokaże, czy uda się pozyskiwać kruszce bez dewastacji środowiska.

A teraz ciekawostka: w Polsce, w pobliżu Polkowic znajduje się największy w Europie a drugi na świecie zbiornik odpadów flotacyjnych Żelazny Most. Resztki poprodukcyjne trafiają tu z  kopalni Zagłębia Miedziowego należącego do KGHM. Aby wybudować zbiornik wysiedlono ludność z 3 wsi i zalano domy, kościoły i pałace. Powierzchnia zbiornika znajduje się kilkanaście metrów wyżej, niż otaczające go wioski.

Lunca 517421, Rumunia

Lupșa 517410, Rumunia

Geamăna 517416, Rumunia

Drum exploatare, Rumunia

Roșia Montană 517615, Rumunia

Rumunia, lipiec 2018

Tekst: Ewa Siwiecka

Zdjęcia: Ewa i Krzysiek Siwieccy, Elżbieta Markuszewska