Karpaty Południowe. Od południa broniły dostępu do Siedmiogrodu. Przez wieki były naturalną granicą, trudną do przejścia. Dziś stają się coraz bardziej dostępne. Kolejne drogi są modernizowane, kładziona jest asfaltowa nawierzchnia. Ułatwia to poruszanie się po Rumunii, bez konieczności długich objazdów oraz przyciąga tłumy turystów żądnych wspaniałych widoków. Bo widoki są fantastyczne.

Poruszając się w latach wcześniejszych samochodami z napędem 4×4 , wybieraliśmy trudno dostępne drogi szutrowe. Mozolnie wspinaliśmy się na kolejne szczyty, aby napawać się widokiem pięknych, dziewiczych gór. Byliśmy tylko my i przyroda. Takich dróg jest już coraz mniej. NIESTETY.

Tym razem postanowiliśmy przejechać dwie najbardziej kultowe trasy: TRANSFOGARASKĄ I TRANSALPINĘ.

Drogi te biegną równolegle do siebie, przecinając góry w kierunku południkowym. Jak ułożyć trasę, aby była maksymalnie atrakcyjna? I tu będę miała odmienne zdanie od większości blogerów. Drogę Transfogaraską należy przejeżdżać z południa na północ, a Transalpinę odwrotnie. Dlaczego? Z dwóch powodów. Pierwszy, że napięcie powinno budować się stopniowo, a najlepsze zostawiać na deser. Drugi, chyba ważniejszy, jest taki, że widoki dobrze jest oglądać przez przednią szybę samochodu, a nie w lusterku.

Transfogaraska swój najbardziej spektakularny odcinek ma na północy, a Transalpina na południu. To prawda, że w obu przypadkach podjazdy są mniej fascynujące, ale gdy wtoczymy się na szczyt, otwiera się cudowny widok na dolinę. Widzimy kolejne zakręty drogi, które niczym gigantyczne spaghetti wije się w dół i w dół.

Koniecznie należy pamiętać, aby przed wyruszeniem sprawdzić hamulce i przypomnieć sobie metodę hamowania silnikiem. Tak na wszelki wypadek.

Najpierw zmierzyliśmy się z Transalpiną.

To najwyżej położona droga kołowa w Rumunii. Łączy Sebes w Transylwanii z wsią  Ciocadina. Na przełęczy Urdele biegnie na wysokości 2145 m n.p.m. Jej historia sięga początków naszej ery, gdy wytyczyli ją Rzymianie. Później nazywali ją diabelską ścieżką. Używana była głównie przez pasterzy. Przed II Wojną Światową król Rumunii podjął decyzję o budowie strategicznej drogi dla wojska. Z tego powodu zaczęto nazywać ją drogą królewską, a może dlatego, że po wojnie rodzina królewska używała jej, aby dojechać do swojej letniej rezydencji. Od 2012 roku na całej jej długości położony jest asfalt, dzięki czemu jest dostępna dla samochodów osobowych.

Droga jest zamykana od października do kwietnia, w zależności od warunków atmosferycznych.

Pogoda nam nie dopisywała. Co raz wjeżdżaliśmy w chmury, które skutecznie zasłaniały widoki. Aż wreszcie chmury znalazły się poniżej. Gęstą watą otulały doliny. A ponad nimi ukazały się posępne wierzchołki gór.

Płaskowyż przywłaszczyły sobie osły. Z uporem wpychały głowy do samochodów, dopominając się poczęstunku.

Niech Was jednak nie zwiedzie sielskość widoków i złudne bezpieczeństwo asfaltu. Przyroda lubi karać zuchwałych i niepokornych.

Jadący w drugim samochodzie Artur – opowiada nam przez radio CB – jak kilka lat temu, we wrześniu jadąc tą drogą z większą grupą samochodów, został zaskoczony przez śnieżycę. Widoczność spadła do zera. Tam, gdzie kończyła się maska samochodu, tam kończył się świat. Żeby jechać dalej, trzeba było uchylić drzwi i obserwować czy koła samochodu jadą jeszcze po drodze, czy już wtaczają się nad urwisko. Nie dość tej przygodzie. Snujący dalej opowieść Artur pokazuje nam zakręt na którym jednemu z samochodów odpadło koło… i potoczyło się w głęboką dolinę. Przeciążony bagażami, zapasami i wszelkimi „przydadzą się w drodze” rzeczami samochód nie wytrzymał obciążenia śrub koła  i skapitulował na ostrym łuku.

Wysiedliśmy, aby nacieszyć się panoramą i pstryknąć kilka fotek. Ani się spostrzegliśmy, gdy chmury zasłoniły nam widok. Nim wróciliśmy do samochodów, już padało.

 

W swojej najwyżej położonej części, droga wiedzie przez niezalesione obszary, umożliwiające rozkoszowanie się krajobrazami. Od asfaltowej drogi odchodzi kilka dróg szutrowych, więc posiadacze aut terenowych mogą odjechać w bardziej odludne miejsca.

Po przekroczeniu przełęczy zaczyna się zjazd serpentynami w dół. Mijamy miejscowość Ranca, gdzie budowane są pensjonaty i hotele. Budynki znajdują się w różnym stadium budowy i na razie nie zachęcają do zatrzymania się, choć niektóre z nich są gotowe do użytku.

W miejscowości Novaci skręcamy na wschód w drogę 67, która biegnie u stóp gór. Znajduje się tu bardzo dobra baza noclegowa z licznymi pensjonatami. Ceny oscylują wokół 100 zł za pokój dwuosobowy. My wybraliśmy pensjonat Dana. Duże, czyste pokoje z łazienkami. Dostępna w pełni wyposażona kuchnia. Na dworze miejsce na grill oraz stoły, przy których pomieści się nawet duża grupa.

 

Trasa Transfogaraska to najsławniejsza droga górska w Rumunii. Łączy Bascov nieopodal Pitești na południu z Cârțișoarą w Siedmiogrodzie.  Jej najwyższa część biegnie tunelem na wysokości  2042 m n.p.m.. “To najlepsza na świecie droga do jazdy samochodem” – takie stwierdzenie padło w programie “Top Gear”.

Podobnie jak Transalpina, Transfogaraska jest zamykana od października do kwietnia, w zależności od warunków atmosferycznych. Należy również pamiętać, że jest nieprzejezdna w nocy, ze względu na zamknięty tunel.

Droga zawdzięcza swoje istnienie Nicolae Ceaușescu, który w obawie przed inwazją wojsk radzieckich, postanowił wybudować szybką przeprawę dla swojej armii przez Karpaty Południowe. Większość jest zdania, iż był to poroniony pomysł, gdyż były już inne drogi w okolicy. Do jej budowy użyto milionów kilogramów dynamitu. Budowa pochłonęła życie kilkudziesięciu osób – źródła nie są jednoznaczne, gdyż takie informacje utajniano.

Wjechaliśmy na trasę powyżej miejscowości Curtea i udaliśmy się w kierunku pierwszej atrakcji czyli zamku Poenari. Tu mieszkał Wład Palownik – słynny na cały świat jako Drakula. Gdy wysiedliśmy z samochodów, zobaczyliśmy zamkniętą furtkę i tabliczkę, że zamek można zwiedzać tylko 2 razy dziennie i tylko z przewodnikiem.

Zawiedzeni postanowiliśmy pocieszyć się w pobliskiej restauracji. I tu kolejne rozczarowanie: jedzenie średniej jakości, restauracja nastawiona na turystów.

Z pełnymi brzuchami skierowaliśmy się na północ.  Kilka kilometrów dalej zbudowano olbrzymią zaporę, dzięki której powstało jezioro Vidraru.

 

Po krótkiej przerwie na podziwianie widoków, kontynuowaliśmy podróż. Droga wiła się wzdłuż jeziora. Niestety drzewa w dużej mierze utrudniały obserwację. Im wyżej, tym robiło się ładniej. Obok drogi, kaskadami spływały wody potoków, miejscami tworząc malownicze wodospady.

Pogoda nas nie rozpieszczała. Było zimno i pochmurno. Słychać było grzmoty nadciągającej burzy.

 

 

Trasa nie biegnie na sam szczyt, tylko wiedzie poniżej tunelem o długości 884 m – najdłuższym w Rumunii. Tuż za tunelem znajduje się malownicze jeziorko Lacul Balea. Na parkingu przy jeziorze było bardzo tłoczno. Dookoła pełno straganów z pamiątkami. Chcąc uciec burzy, jedziemy dalej. I wówczas naszym oczom ukazał się widok, dla którego wszyscy jadą Transfogaraską. Wąska, głęboka dolina i droga, która serpentynami wije się od jednego zbocza do drugiego. Wielkie WOW!!!

Rumunia, góry, Transfogarska

 

Gdy zjechaliśmy na równinę, zrobiło się już ciemno. Zaczęliśmy szukać noclegu w miejscowości Cârţişoara. Pech chciał, że w odwiedzonych przez nas pensjonatach nie było wolnych miejsc, albo ich standard nas nie zadawalał. Wreszcie znaleźliśmy pokoje, które zostały utworzone w dawnych zabudowaniach gospodarczych i tam udaliśmy się na spoczynek.

Którą drogę wybrać, jeśli macie zbyt mało czasu, aby przejechać obie? Dla tych, który lubią otwarte przestrzenie, ciekawsza będzie Transaplina. Jeśli wolicie ostre, wijące się serpentyny, wybierzcie Transfogaraską.

Tekst: Ewa Siwiecka

Zdjęcia: Ewa i Krzysztof Siwieccy

Rumunia, lipiec-sierpień 2018