Jak zaczęło się moje podróżowanie, czyli mój duch niepokorny.

Dawno, dawno temu, tak dawno, że tylko najstarsi ludzie pamiętają, w domku na skraju lasu urodziła się dziewczynka. Rodzice dali jej na imię Ewa.

Ewa podobnie jak pierwsza Ewa na Ziemi nie znosiła zakazów. Dziecko rosło, lecz zdawało się, że pojęcie słowa NIE jest dla niej zupełnie obce. Ściągało to na nią, jej przyjaciół i rodzinę nieprzyjemne niespodzianki.

Gdy Ewa skończyła 16 lat oznajmiła swoim rodzicom, że wybiera się w podróż w góry. Rodzice znając szalone pomysły córki kategorycznie zabronili wyjazdu. Ta jednak w ogóle nie przyjęła tego do wiadomości. Do podróży przekonała swoje najlepsze przyjaciółki: Iwonę i Mariolę (które serdecznie pozdrawiam). Koleżanki uzyskawszy błogosławieństwo swoich rodziców udały się na najbliższą stację PKP. Ewa wyciągnęła z ukrycia wcześniej spakowany plecak i po cichutku wykradła się z domu.

I tak zaczęła się jej pierwsza, samodzielna wyprawa. Gdyby wiedziała jak się skończy…

„I dał Pan Bóg człowiekowi taki rozkaz: Z każdego drzewa tego ogrodu możesz jeść. Ale z drzewa poznania dobra i zła nie wolno ci jeść, bo gdy tylko zjesz z niego, na pewno umrzesz.”

Pramatka nie posłuchała.

Gdy pociąg zatrzymał się na niewielkiej stacyjce w górach Ewa i jej przyjaciółki raźno zarzuciły plecaki i udały się w kierunku schroniska. Droga wiodła cały czas pod górę. Słońce chyliło się ku zachodowi zabarwiając śnieg na pomarańczowo. Ewa była szczęśliwa.

Schronisko znajdowało się szczycie góry. Było stare, było z bali i było cudowne. Wieczorem Ewa wyszła przed budynek, przetarła twarz śniegiem, gołymi nogami podreptała w zaspie i uznawszy, że jest umyta poszła spać.

Ale już następnego dnia zaczął chodzić jej po głowie pomysł: Kraków jest niedaleko, nie można przepuścić takiej okazji, trzeba jechać do Krakowa! Wyruszyli w piątkę: Ewa, jej koleżanki, nowo poznana dziewczyna (wszystkie miały po 16 lat) i jej brat (dorosły, 18 letni). Radośnie zbiegali z góry, gdy Ewa przewróciła się. Poczuła dotkliwy ból w kostce, ale nic to, wstała i poszła dalej. Noga bolała coraz bardziej. Nie przejmując się, wszyscy wsiedli do małego busika, który potoczył się do Krakowa. Ewie noga spuchła tak bardzo, że nie mogła ściągnąć buta, a ból stał się nie do zniesienia. Gdy wysiedli z samochodu okazało się, że Ewa może ledwie kuśtykać. O zwiedzaniu nie ma co myśleć.

Ewa postanowiła udać się do szpitala. Tam jej na pewno pomogą.

– Przepraszam, jestem z Warszawy – domek na skraju lasu był prawie w Warszawie – gdzie jest najbliższy szpital?

– Musisz przejechać Wisłę, skręcić … pójść..

Ewa z koleżankami wsiadła do tramwaju, przejechała Wisłę i pyta się kolejnej osoby:

– Przepraszam, jestem z Warszawy, pierwszy raz jestem w Krakowie i muszę do szpitala. Jak się tam dostać?

– Musisz przejechać Wisłę, pójść…

– Ale ja dopiero co przejechałam Wisłę, bo podobno tutaj jest szpital.

– Nie, tutaj nie. Jest po drugiej stronie Wisły.

Więc dziewczyny ponownie wsiadły do tramwaju i przejechały Wisłę. I znów nie wiedziały, gdzie iść. A noga boli. Ewa cały czas wspierała się na ramionach koleżanek. Wreszcie w akcie rozpaczy wbiegła na jezdnię i zatrzymała nadjeżdżającą taksówkę.

W szpitalu tłok. Kolejka do lekarza, kolejka do rentgena. I wyrok: noga skręcona, torebka stawowa rozwalona, GIPS. I wtedy Ewa krzyczy:

-Ale ja nie mogę mieć gipsu. Nie zgadzam się.

I wyszła z gabinetu zostawiając osłupiałego lekarza. Ale co ona by zrobiła z ciężkim, mokrym gipsem? Nie wróciłaby do schroniska. Na hotel w Krakowie raczej ją nie stać, zresztą co potem? Postanowiła wrócić do domu. Dowlekła się na stację PKP, kupiła bilet. Najtrudniej przyszedł jej telefon do domu.

– Skręciłam nogę. Wracam pociągiem. Czy przyjedziecie po mnie na stację?

Tak właśnie rozpoczęło się moje podróżowanie. Ale jeśli myślicie, że ta przygoda mnie zniechęciła, to jesteście w wielkim błędzie. Im więcej przeszkód do pokonania, im więcej wysiłku trzeba włożyć, tym bardziej mnie to nakręca. I pcha… Z domu… Dalej…I dalej…

Może to być wyjazd na rowerze do lasu, weekend w Atenach, wyprawa nad Morze Białe, pobyt w ekskluzywnym SPA. W każdej sytuacji poznaję nowe miejsca, nowych ludzi, chłonę zapachy, delektuję się smakami. Każda moja cząstka woła: jeszcze, jeszcze, jeszcze!

P.S.

Noga nigdy nie wróciła do pełnej sprawności. Co jakiś czas kość wyskakuje mi z torebki stawowej, czemu oczywiście towarzyszy przeszywający ból. Raz zdarzyło się to na ulicy Stambułu. Handlujący Turek, gdy zobaczył, że się potknęłam i nie mogę wstać, porzucił swoje towary i pobiegł sprowadzić pomoc. Innym razem, będąc w Bułgarii, zahaczyłam nogą o wystającą płytę chodnikową i noga pękła w kostce w 3 miejscach. Nie chcąc psuć wyjazdu znajomym, a byliśmy wtedy w kilka samochodów, doczekałam do końca wyjazdu i dopiero w Polsce założono mi gips na 6 tygodni. Po 3 miesiącach rehabilitacji mogłam jechać w kolejną podróż.